„W moich czasach nikt nie miał ADHD, depresji ani lęków. Ludzie mieli więcej pracy – nikt nie miał czasu się nad sobą użalać. Za robotę trzeba było się wziąć, a nie wymyślać. Jak się człowiek zmęczył, to mu wszystkie smutki przechodziły.”
Brzmi znajomo? To mity, które chyba każdy z nas usłyszał choć raz w życiu. Gdy tylko wspomnisz o diagnozie, terapii, ADHD albo po prostu o tym, że masz trudniejszy czas, momentalnie wyciągane są karty przeszłości:
– Kiedyś tego nie było.
– Teraz to wszyscy są przewrażliwieni.
– Wymyślają choroby, bo nie chce się pracować.I tak dalej, i tak dalej. Tylko… czy na pewno kiedyś „tego” nie było?
Spis treści
Co „to” właściwie oznacza?
„TO” zazwyczaj oznacza zaburzenia psychiczne, neuroróżnorodność, wszelkiego rodzaju diagnozy – od ADHD i spektrum autyzmu, przez depresję, lęki, PTSD, wypalenie, aż po borderline i OCD. „TO” to również otwartość na terapię, mówienie o emocjach i nieudawanie, że wszystko gra.
Ale czy „TO” rzeczywiście jest nowym zjawiskiem?
„Kiedyś tego nie było”? A może po prostu nie mówiono o tym?
To nie tak, że 100 lat temu ludzie byli szczęśliwi, skupieni, odporni psychicznie i nikt nie miał problemów. Mieli. Ale:
- nie znano odpowiednich terminów,
- nie było dostępu do specjalistów,
- emocje traktowano jak słabość,
- a cierpienie zamykano w czterech ścianach (albo zakładach psychiatrycznych, które przypominały więzienia).
Przykład historyczny:
W XIX wieku osoby z zaburzeniami psychicznymi często kończyły życie w szpitalach zamkniętych, traktowane brutalnie i bez szans na terapię. Depresja? Nazywano ją „melancholią” lub „słabością charakteru”.
ADHD? „Złe wychowanie”.
Lęki? „Histeria”.
I tak dalej.
Zaburzenia psychiczne istniały zawsze – to nie mity
Nie musimy nawet sięgać do Kafki, Van Gogha czy Emily Dickinson. Współczesne badania retrospektywne pokazują, że zaburzenia psychiczne były obecne w każdej epoce, ale nie były nazywane i rozpoznawane tak jak dziś.
🔹 Badanie Lancet Psychiatry (2020):
Pokazuje, że wzrost diagnoz niekoniecznie oznacza wzrost przypadków – często chodzi o lepsze rozumienie i klasyfikację objawów.
🔹 WHO (2022):
1 na 8 osób na świecie żyje z zaburzeniem psychicznym. Nie „nagle”, tylko tak wygląda rzeczywistość, kiedy zaczynamy ją badać zamiast ignorować.
🔹 APA (2023):
Wzrost rozpoznawalności ADHD wśród dorosłych nie oznacza, że choroba się „rozprzestrzenia”. Raczej: dorośli przez całe życie nie wiedzieli, co im dolegało – teraz wreszcie mają nazwę i wyjaśnienie. 
„Teraz jest na to moda” – skąd się wzięło to przekonanie?
1. Efekt dostępności i boom na psychologię
Internet, TikTok, Instagram, podcasty, książki – psychologia stała się fajna. Ludzie dzielą się swoimi historiami, edukują się, szukają wsparcia. I to dobrze! Ale to też sprawia złudzenie, że „nagle wszyscy mają jakieś problemy”. To nie „moda”. To zmiana narracji społecznej – z „siedź cicho i nie narzekaj” na „masz prawo do pomocy”.
2. Idealizowanie przeszłości
Ludzie wspominają przeszłość przez różowe okulary. Wykazano, że wspomnienia dzieciństwa i dawnych czasów są często zniekształcone – pomijamy trudne emocje i podświadomie idealizujemy „tamte czasy”. A przecież „tamte czasy” to też:
- brak terapii,
- przemoc wychowawcza,
- zero edukacji emocjonalnej,
- i „trzeba było sobie radzić”.
3. Brak wiedzy = większa niechęć
Człowiek z natury boi się tego, czego nie rozumie. Kiedy widzi młodą osobę, która ma „papier na ADHD” i korzysta z terapii, łatwo mu to zakwestionować – bo jego samego nikt nie zapytał, jak się czuje. On „dał radę”. Ale czy to, że ktoś przetrwał w bólu, znaczy, że inni też powinni? Pisałam więcej na ten temat tutaj.
Diagnoza to nie wymówka – to ulga
Zamiast traktować diagnozy jako „modę” albo „szukanie uwagi”, warto spojrzeć na nie jak na narzędzie poznania siebie. Diagnoza ADHD nie sprawia, że ktoś „nagle ma ADHD”. Ona wyjaśnia, dlaczego całe życie czuł się inny, nieskuteczny, rozproszony, niepasujący. Diagnoza depresji nie jest kaprysem – to odkrycie przyczyny chronicznego zmęczenia, braku radości i myśli autodestrukcyjnych. Zamiast zawstydzać ludzi, że się diagnozują, powinniśmy ich wspierać.
Czy faktycznie jest gorzej niż kiedyś?
I tutaj… mamy pół na pół. Faktycznie – liczba problemów psychicznych rośnie. Ale nie dlatego, że ludzie „przesadzają”. Raczej dlatego, że świat, w którym żyjemy, stał się bardziej obciążający. Co wpływa na pogorszenie stanu psychicznego?
- przebodźcowanie informacyjne,
- social media i presja,
- zmiana stylu życia (brak snu, stres, brak kontaktu z naturą),
- pandemia COVID-19 (badania UNICEF i WHO z 2021 wskazują, że pandemia pogłębiła kryzys zdrowia psychicznego u dzieci i młodzieży).
Ale to nie powód, by mówić: „Kiedyś ludzie nie chorowali.”
Tylko: „Musimy lepiej o siebie dbać, bo świat się zmienił.”
Psychologia jest potrzebna
To, że dziś mamy dostęp do psychologów, terapii online, grup wsparcia i edukacji psychicznej, nie jest powodem do kpiny. To cywilizacyjny postęp. Czy ktoś mówi: „Kiedyś nie było antybiotyków, i jakoś żyliśmy, więc po co teraz?” Nie? To czemu mówi się tak o psychoterapii? Świadomość siebie, rozumienie emocji, dbanie o zdrowie psychiczne powinno być tak oczywiste jak szczotkowanie zębów.
Podsumowanie
- Zaburzenia psychiczne nie są nowością – są po prostu w końcu zauważane.
- Diagnozy nie są modą – są odpowiedzią na cierpienie.
- Wzrost liczby osób korzystających z pomocy to nie porażka społeczeństwa – to jego dojrzałość.
- I nie, nie musisz cierpieć w ciszy, żeby być „silnym”.
Jeśli znasz kogoś, kto wciąż powtarza: „Za moich czasów tego nie było” – podeślij mu ten wpis. Może czas, żeby jego czasy się trochę zaktualizowały.


 
                             
                            